Okiem hodowców i konsorcjantów, czyli co słychać w chowie świń
Trudna sytuacja na rynku żywca wieprzowego – wahania cen w skupach, zagrożenie płynące z występowania ognisk ASF, głosy o zbliżającej się epidemii pryszczycy czy brak opłacalności produkcji na niewielką skalę – zmuszają hodowców trzody chlewnej do podejmowania nowych, niestandardowych rozwiązań i dróg rozwoju.
Hodowla zwierząt ras rodzimych, wprowadzenie systemu jakości produkcji i certyfikowanie produktów pochodzących z gospodarstw sprzyja poprawie opłacalności, a wprowadzenie takich zmian do gospodarstwa zdecydowanie ułatwia współpraca z podmiotami doradczymi, naukowymi i innymi hodowcami. Na pytania związane z hodowlą trzody chlewnej w obecnej sytuacji i swoich spostrzeżeniach dotyczących działania PROW M16 „Współpraca” odpowiadają konsorcjanci Grupy Operacyjnej „System jakości gwarancją dobrej wieprzowiny”: Piotr Tomaszewski (P.T.), Roman Kieca (R.K.), Piotr Ogrodowski (P.O.), Piotr Kosowski (P.K.) i Janusz Walczak (J.W.).
Martyna Zielńska-Tadych: Z czym obecnie, jako hodowca trzody chlewnej, zmaga się Pan najbardziej?
P.T.: Obecnie sprawami, które martwią mnie, jako hodowcę trzody chlewnej, najbardziej są: ASF, pryszczyca i niestabilność cen żywca. Wskazałbym również problemy z rozbudową i stawianiem nowych budynków inwentarskich, spowodowane nadmierną biurokracją.
R.K.: Zdecydowanie popieram swojego przedmówcę: ASF i cena żywca to właśnie to, co często spędza nam sen z powiek.
P.O.: Największą trudnością w tej chwili są zdecydowanie niskie ceny skupu żywca. Często zdarza się, że nie pokrywają one nawet kosztów produkcji, a przecież ceny pasz, energii czy środków dezynfekcyjnych systematycznie rosną. Dodatkowo dochodzi niepewność związana z zagrożeniem ASF, co jeszcze bardziej destabilizuje sytuację. Utrzymanie płynności finansowej staje się coraz trudniejsze.
P.K.: Myślę, że nasz zasób problemów mamy bardzo podobny do problemów pozostałych grup polskich rolników. Łączy nas ten sam mianownik – portfel, czyli ekonomia i pytanie o opłacalność produkcji. Konkretnie mówiąc, dotyka nas problem związany z brakiem opłacalności ekonomicznej gospodarstwa, spowodowany szybkimi i głębokimi wahaniami cen. Dlatego też świadomie podjąłem decyzję o budowie określonej marki produktu i skupieniu się na produkcji świni rasy puławskiej. Podkreślę, produkcji w ramach której klient ma otrzymać elitarny produkt. Produkt charakteryzujący się chociażby dokumentacją pochodzenia rasy, czy też odpowiednim sposobem żywienia. Efektem końcowym jest „znak” produktu, a ten jest już wyznacznikiem dla dojrzałego konsumenta. Z punktu widzenia marketingowego użyłbym sformułowania, że jest to proces budowania marki oraz jej rozpoznawalności na runku.
J.W.: Jak najbardziej zgadzam się z moimi przedmówcami. Jako utrudnienie dla hodowcy wskazałbym dodatkowo zbyt rozbudowaną biurokrację, która zabiera nam cenny czas i zmusza do powielania informacji, które można znaleźć np. w naszych planach nawozowych lub systemie IRZ. Ponadto moim zdaniem konieczność podziału na grupy wiekowe sprawdza się jedynie w przypadku tuczu nakładczego, natomiast w naszym przypadku – czyli hodowców, którzy utrzymują lochy i prosięta od urodzenia do osiągnięcia wagi ubojowej i opierają się na naturalnej synchronizacji rui – niekoniecznie.
M.Z-T.: Utrzymuje Pan świnie rasy puławskiej. Czy konsumenci wykazują zainteresowanie mięsem świń tej rasy? Jeśli tak, to dlaczego?
R.K.: Mięso świń rasy puławskiej zdecydowanie wyróżnia się smakiem spośród najczęściej hodowanych białych ras świń: wielkiej białej polskiej i polskiej białej zwisłouchej.
P.T.: Konsumenci wykazują duże zainteresowanie, ponieważ na tle mięs pochodzących z marketów wyróżnia je nie tylko smakowitość, ale również łatwość w obróbce i przyrządzaniu, co czyni je mięsem szczególnie pożądanym przez właścicieli restauracji.
P.O.: Zdecydowanie zauważam rosnące zainteresowanie mięsem świń rasy puławskiej. Konsumenci szukają dziś produktów o wyższej jakości i lepszych walorach smakowych. Mięso z tej rasy jest bardziej soczyste, lepiej się sprawdza w kuchni i czuć w nim „ten dawny smak”. Ludzie wracają do tradycji i coraz częściej doceniają produkty regionalne – a rasa puławska idealnie się w ten trend wpisuje.
P.K.: Nasza hodowla świń rasy puławskiej trwa od 5 lat. Widzimy, że konsumenci nie tylko wykazują zainteresowanie tym rodzajem mięs, ale co więcej – z roku na rok zwiększa się pobyt na nie. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że sukces zwiększonego popytu konsumentów na produkty oferowane ze świń rasy puławskiej to zasługa powiększającej się wiedzy konsumentów. Jak wiemy mięso tej świni wyróżnia się na rynku. Charakteryzuje się niespotykanym nigdzie indziej smakiem i zapachem. Jeżeli dodamy do tego pełną gamę walorów kulinarnych składu mięsa, jak np. żelazo, witaminy, czy kwasy tłuszczowe, to pojawia się obraz nietuzinkowego produktu. To mięso jest, w ocenie naszych klientów, smaczniejsze. Z czego się oczywiście bardzo cieszymy.
J.W.: Mięso świń rasy puławskiej dla mnie i dla wielu jest smakiem dzieciństwa. Moim zdaniem to mięso i jego wyroby powinny zagościć na stałe w szkołach, szpitalach i innych placówkach publicznych, zgodnie z powiedzeniem „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.
M.Z-T.: Czy uważa Pan, że certyfikowanie mięsa jako wolnego od GMO lub produkowanie zgodnie z określonym systemem jakości może wpływać na wyróżnienie tego mięsa na rynku? Jeśli tak, to dlaczego i co to oznacza dla hodowcy?
P.T.: Produkcja zgodna z systemem jakości oraz certyfikowanie mięsa są drogą utrzymania opłacalności w przypadku produkcji na niewielką skalę. Certyfikaty jakości dają przede wszystkim pewność konsumentowi, że nabywa produkt o wyróżniających się cechach.
P.O.: Oczywiście! Taki certyfikat to znak, że produkt jest kontrolowany i spełnia określone normy. Dla klienta to gwarancja, że kupuje coś wyjątkowego, a nie kolejny anonimowy kawałek mięsa. Dla nas, hodowców, to wyzwanie – bo trzeba spełniać konkretne wymagania, prowadzić dokładną dokumentację, ale jednocześnie to szansa na wyższą cenę i lepszą pozycję na rynku. Coraz więcej odbiorców chce kupować świadomie, a my, jako producenci, możemy im to umożliwić.
P.K.: Podpisuje się obiema rękoma pod tym, że certyfikowanie mięsa jako wolnego od GMO lub produkowanie zgodnie z określonym systemem jakości może wpływać na wyróżnienie tego mięsa na rynku. Co więcej – nie tylko może wpływać, ale wpływa. Argumentów przemawiających za tym jest bardzo wiele. Główny to fakt, że taka produkcja ma uzasadnienie ekonomiczne. Polscy rolnicy bowiem wykorzystują polskie białko w produkcji rolniczej, wyprodukowane we własnych gospodarstwach. Podkreślę, że dzięki temu współdziałamy z przyrodą. Są to gospodarstwa zrównoważone – one nie są uzależnione od roślin amerykańskich, czyli soi, która jest genetyczna modyfikowana. Zatem ta żywność jest zdrowsza dla naszych konsumentów. Dla świadomych konsumentów jest to bardzo ważne. A jak wiemy, świadomość konsumencka w Polsce rośnie.
R.K.: Jako hodowca, ale również konsument cenię sobie smak mięsa pochodzącego od świń żywionych w sposób tradycyjny, bez komponentów GMO. Zarazem jako hodowca mogę liczyć na wyższą cenę żywca, jeżeli prowadzę hodowlę według ściśle określonego systemu jakości i sprzedaję mięso jako wolne od GMO.
J.W.: Chów świń rasy puławskiej zgodnie z systemem jakości jest wydłużony w czasie, ale daje nam inną konsystencję i smak mięsa – są to wyróżniki, które w hodowli niszowej należy rozpowszechniać.
M.Z-T.: Wziął Pan udział w projekcie pn. „System jakości gwarancją dobrej wieprzowiny” realizowanym w ramach działania PROW M16 „Współpraca”. Czy realizacja badań w gospodarstwie i procedury związane z rozliczaniem płatności były dla Pana skomplikowane lub sprawiały trudności? Jeśli tak, to z czego te trudności wynikały i jak udało się je rozwiązać?
R.K.: Nie napotkałem takich trudności, których nie dałoby się rozwiązać, np. rozmową z partnerami lub liderem.
P.K.: Czy procedury były skomplikowane, bądź trudne? Podchodzę do każdego projektu zadaniowo. Mam pełną świadomość, że jako polski rolnik muszę się rozwijać, aby sprostać wyzwaniom współczesnej gospodarki i konkurencji. Udział w projektach traktuję jako szansę, a nie zagrożenie. Proszę zwrócić uwagę, że w każdym projekcie 80% jego sukcesu to kapitał ludzki, czyli zaangażowane w jego realizację zespoły. W mojej opinii, sukces projektu zależy od odpowiedniego dopasowania się jego partnerów. Liderem tego projektu był Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie. Podmiot o bardzo dużym doświadczeniu w realizacji tego typu przedsięwzięć. Podejmując decyzję o zaangażowaniu się w projekt, było to dla mnie ważne. Świadomie dobieram partnerów przedsięwzięć. Mam bowiem poczucie odpowiedzialności nie tylko za sam projekt, jako kolejny krok mojego rozwoju, ale też za dotychczas zbudowany wizerunek mojego gospodarstwa. Oczywiście, że po drodze napotykaliśmy trudności. To w mojej ocenie normalne – każdy kto realizuje tak duże projekty dobrze o tym wie. Niemniej zawsze potrafiliśmy rozwiązywać trudności, a do tego przyczyniła się dojrzałość i profesjonalizm wspominanego partnera. Efektem końcowym projektu było pozyskanie „znaku”, czyli wyróżnika dla konsumenta. Wspomniany „znak”, w mojej opinii przekłada się na zaufanie do moich produktów, które buduję w oparciu o wiarygodność. I to mnie cieszy.
P.O.: Początki nie były łatwe – szczególnie jeśli chodzi o dokumentację i formalności związane z rozliczeniem. To zupełnie inny poziom biurokracji niż w codziennym prowadzeniu gospodarstwa. Ale na szczęście projekt był dobrze zorganizowany. Mieliśmy wsparcie ze strony koordynatorów i doradców, którzy tłumaczyli krok po kroku, jak wszystko przeprowadzić. Dzięki temu udało się wszystko zrealizować bez większych problemów.
P.T.: Procedury działania M16 „Współpraca” są mi znane i dzięki temu nie napotkałem zbyt wielu trudności.
J.W.: Uczestniczyłem w takim projekcie po raz pierwszy. Kolejny raz zdecydowanie zainwestowałbym większe środki w specjalistyczny sprzęt usprawniający produkcję w moim gospodarstwie.
M.Z-T.: Co według Pana jest największą wartością dodaną z działania „Współpraca” dla gospodarstwa?
P.T.: Największą wartością jest współpraca w grupie, możliwość porównania wyników i rozwiązań zastosowanych w innych gospodarstwach, nawiązywanie kontaktów, nauka i korzystanie z doświadczeń partnerów. Umożliwia to rozwój i poprawę warunków w swoim gospodarstwie.
P.O.: Najcenniejsza była dla mnie możliwość zdobycia nowej wiedzy i praktyczne wykorzystanie jej w gospodarstwie. Udział w badaniach, kontakt ze specjalistami i innymi hodowcami, wspólna analiza wyników – to wszystko pozwala spojrzeć na produkcję z innej perspektywy. Poza tym takie projekty pomagają się wyróżnić na rynku i budować własną markę opartą na jakości.
P.K.: Są to słowa klucze, podkreślę – bezcenne, takie jak: rozwój, wiedza, poczucie bezpieczeństwa w projektowaniu rozwoju gospodarstwa. To też rozwijanie świadomości konsumenckiej, a to dla mnie, jako polskiego rolnika, jest bardzo ważne. Użyję też jeszcze dwóch określeń, dla mnie bardzo ważnych, z perspektywy rozwoju własnych kompetencji – jestem gotowy do zmian i na zmiany. Zatem jestem przygotowany do wprowadzenia zmian w swoim gospodarstwie, akceptuję je. A w perspektywie mojej gotowości na zmiany – jestem otwarty na te zmiany. Mam poczucie, że dzięki projektowi „Współpraca” stałem się bardziej dojrzałym i świadomym rolnikiem. Wierzę, że to przełoży się na rozwój mojego gospodarstwa.
R.K.: Niewątpliwie wartością dodaną dla gospodarstw biorących udział w projektach z działania „Współpraca”, jest możliwość uzyskania dofinansowania do zakupu maszyn i urządzeń biorących bezpośrednio udział w prowadzonym procesie technologicznym produkcji, np. tak jak w naszym przypadku – mięsa. Specjalistyczny sprzęt umożliwia lub usprawnia wiele czynności, niezbędnych w przebiegu procesu technologicznego. Warto nadmienić, że wszelkie działania lub środki, niezbędne do przeprowadzenia prac badawczych w gospodarstwach, np. zakup specjalistycznych pasz, również jest dofinansowywany przez Unię Europejską.
M.Z-T.: Czy wziąłby Pan udział w projekcie z interwencji „Współpraca Grup Operacyjnych EPI”, który jest swoistą kontynuacją wcześniejszego działania „Współpraca”? Czy zachęciłby Pan inne osoby do udziału?
P.T., R.K.: Chętnie wziąłbym ponownie udział w podobnym projekcie.
P.O.: Zdecydowanie tak. Uważam, że takie inicjatywy naprawdę mają sens. Udział w projekcie przyniósł wymierne korzyści, a możliwość działania w grupie i korzystania ze wsparcia ekspertów to ogromny atut. Zdecydowanie zachęciłbym innych hodowców – szczególnie tych, którzy chcą podnieść standardy swojej produkcji, pozyskać cenne certyfikaty jakości i poprawić rentowność swojego biznesu.
P.K.: Oczywiście, że tak (uśmiech). W obecnie rozpędzonym świecie, przy tak częstych zmianach w gospodarce polscy rolnicy nie tylko mogą, ale muszą uczestniczyć w projektach. Świadomie używam słowa „muszą”. Z jednej strony – powiem wprost – nie mamy wyjścia, jeżeli chcemy sprostać konkurencji, a ta, jak wiemy jest olbrzymia. Spójrzmy na zagrożenia wynikające z potencjalnej ratyfikacji umowy z państwami Mercosur, czy chociażby możliwości niekontrolowanego napływu produktów rolnych z Ukrainy. Z drugiej strony – równie ważnym zagrożeniem jest nasza mentalność, z którą my wszyscy musimy walczyć. Mam na myśli to, że nic nie jest dane raz na zawsze. To, że dzisiaj nasze gospodarstwa dobrze się rozwijają nie oznacza, że możemy sobie pozwolić stanąć w miejscu i „odcinać kupony”. Stały rozwój, a przez to uczestniczenie w mądrych projektach, z dojrzałymi partnerami, jest niezbędne. To jest wpisane w DNA polskiego rolnika.
Podsumowując: gorąco wszystkich zachęcam do rozważenia i wzięcia udziału w projekcie z interwencji „Współpraca Grup Operacyjnych EPI”. Osobiście służę pomocą, chętnie podzielę się wiedzą i doświadczeniem z każdego etapu projektu.
J.W.: Oczywiście, że tak, ze względu na dodatkowe doświadczenie, które daje nam – hodowcom – możliwość szybszej reakcji na potrzeby konsumentów. Obecnie rozpoczynam w swoim gospodarstwie pilotażowe doświadczenie we współpracy z Instytutem Biotechnologii Przemysłu Rolno-Spożywczego, które zakłada wykorzystanie dodatków paszowych suplementowanych pożytecznymi mikroorganizmami w celu fermentacji białka zawartego w paszy i tym samym – wpłynie na poprawę zdrowotności i przyrostów zwierząt.
***
Serdeczne dziękuję Panom Piotrowi Tomaszewskiemu, Romanowi Kiecy, Piotrowi Ogrodowskiemu i Piotrowi Kosowskiemu za udzielenie odpowiedzi i opowiedzenie tym samy o swoich doświadczeniach jako rolników i hodowców trzody chlewnej. Życzę dalszych sukcesów!
dr inż. Martyna Zielińska-Tadych
KPODR